Kanapki z pasztetem przywodzą mi na myśl wspomnienia ze szkolnego sklepiku. Na jednej z długich przerw biegaliśmy do kantorku prowadzonego przez sympatycznego Pana i robiliśmy grupowe zakupy przepychając się i przekrzykując. Bestsellerami były wówczas oranżadki w proszku, żelki w kolorach fluo, które przyklejały się do skóry i były obłędnie rozciągliwe oraz właśnie kultowe kanapki z pasztetem. Ta fascynacja nigdy już później do mnie nie wróciła, chociaż dobry pasztet mojej mamy jadałam z przyjemnością jeszcze w dorosłym życiu.
Rezygnując z jedzenia mięsa, nie czułam braku tego pasztetowego smaku. Okazało się jednak, że zamarzył o nim mój Narzeczony. Metodą prób i błędów, powstała pasta, której smak, zapach i kolor przywołują przyjemne pasztetowe wspomnienia z dzieciństwa.
Jest prosta w wykonaniu, szybka, bardzo uniwersalna i smakuje świetnie z wieloma dodatkami. Zgodnie z własnymi upodobaniami można dodać więcej chili lub pieprzu oraz więcej soli.
Pasta pasztetowa z mojego przepisu doczekała się już także swoich wiernych fanów wśród osób, które nie są wege, a ja czuję że to duży sukces! 😉
SKŁADNIKI:
- 1 puszka fasoli borlotti lub zwykłej białej fasoli
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- 1 mała marchewka
- 3 – 4cm korzenia pietruszki
- 1 łyżeczka suszonego majeranku
- 2-3 łyżki oleju rzepakowego
- sól do smaku
- szczypta chili
- szczypta świeżo zmielonego czarnego pieprzu
- 2-3 łyżki wody
- 1-2 łyżeczki majonezu
PRZYGOTOWANIE:
1. Fasolę płuczemy pod bieżącą wodą dokładnie, kilka razy na sicie i przekładamy do niewielkiego naczynia żaroodpornego.
2. Do fasoli dorzucamy pokrojone w talarki marchewkę i pietruszkę, pokrojoną w grube pióra cebulę, przekrojone na pół ząbki czosnku, roztarty w dłoni majeranek, sól, chili, pieprz i dolewamy olej. Całość mieszamy.
3. Dolewamy wodę tak, by zebrała się na dnie naczynia.
4. Naczynie przykrywamy przykrywką lub szczelnie zamykamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika.
5. Piekarnik ustawiamy na 180 – 200C w funkcji termoobieg.
6. Pieczemy składniki pasty tak długo aż ich zapach opanuje dom, woda w naczyniu będzie się gotowała (uwaga: nie powinna wyparować), a marchewka będzie miękka.
Zwykle zapiekam składniki ok. 30min., następnie wyłączam piekarnik i pozostawiam je jeszcze na kolejne 30min. w piekarniku lub przynajmniej w szczelnie zamkniętym naczyniu żaroodpornym. Często piekę składniki na tę pastę przy okazji przygotowywania w piekarniku innego dania, po prostu dostawiam naczynie żaroodporne w wolnym miejscu i kontroluję czas. Dzięki temu mam poczucie, że ekonomiczne i ekologicznie korzystam z prądu.
7. Gdy zawartość naczynia żaroodpornego ostygnie, wrzucamy całość do malaksera lub do kielicha blendera, dodajemy majonez i wszystko razem blendujemy na gładką masę.
Pastę przechowuję w słoiczku, w lodówce przez kilka dni. Można także porcję pasty przechowywać w zamrażalniku i rozmrozić przez noc, gdy rano chcemy zjeść ją na śniadanie. Świetnie smakuje ze świeżym chrupiącym chlebem pszenno-żytnim, w towarzystwie kiszonych ogórków i marynowanych grzybków.
*Ten przepis jest odpowiedni dla osób, które unikają glutenu i laktozy w swojej diecie. Jeśli zamienimy majonez tradycyjny na majonez wegański, to pasta będzie też odpowiednia dla wegan.
Podobał Ci się ten wpis?
Kliknij aby dodać ocenę!
Średnia ocena 5 / 5. Liczba głosów: 2
Nikt jeszcze nie oceniał, wystaw pierwszą ocenę!
Bardzo mi przykro, że mój wpis się Tobie nie podobał!
Pomóż mi poprawić tą stronę!
Napisz mi co było nie tak
Wspaniały przepis! Właśnie robię drugi raz hurtową ilość, tym razem z rozpędu wrzuciłam też seler. Z niecierpliwością czekam na efekt:)
Cieszę się! 😉 – rzeczywiście ta pasta ma bardzo wielu miłośników 😉
Pamiętam, że kiedyś zastąpiłam selerem brakującą pietruszkę i efekt był przyjemny. Ostatnio natomiast dodałam dużą ilość koperku i to tez jest bardzo dobra modyfikacja!