Z czym Wam się kojarzą śledzie? - mi z tradycyjnymi, adwentowymi specjałami kuchni mojej mamy i babci. Czy teraz, gdy już nie jem śledzi, miałabym zrezygnować z tamtych smaków i wspomnień? Ani myślę! - mam wspaniały przepis na wegańskie śledzie adwentowe.
Gdy słyszę “dania ze śledzi”, to moim pierwszym, najmocniejszym i najprzyjemniejszym skojarzeniem jest zimowe oczekiwanie na Święta, czas adwentu. Śledzie adwentowe. Potrawy ze śledzi, które pamiętam z mojego dzieciństwa, ale jednocześnie wiem, że obecne były w adwentowej kuchni dzieciństwa mojej mamy, babci i prababci. I pewnie jej babci też…
Odkąd – za panowania Kazimierza Wielkiego – beczki ze śledziami zanurzonymi w solance, upowszechniły się w Polsce, na stołach (najpierw najbogatszych, a później już wszystkich) zagościła ta łatwo dostępna ryba. Okazało się, że popularność śledzia rosła i rosła. Z pokolenia na pokolenie, pozostawał niezmiennie w jadłospisach całych rodzin. Nie bez znaczenia musiał być fakt, że śledź (jak każda ryba, a także… bóbr!) był produktem dozwolonym do spożywania podczas postu. A że na ziemiach polskich, zdominowanych przez religię chrześcijańską, okazji do poszczenia przez całe tysiąclecia nie brakowało, to i śledzie stały się codziennym, popularnym daniem!
Moje dzieciństwo przypadło na lata wielkiego przełomu po ’89 i na czas ogromnych zmian w Polsce. Nagle, po latach braków i niedostatków, w menu Polaków pojawiły się produkty wcześniej nieznane lub traktowane jak frykas jedynie dla najbogatszych. Śledzie zostały częściowo wyparte przez łososie, krewetki, pangi, tilapie i inne nowości. Trudno się dziwić, że testowaliśmy nieznane smaki, sprawdzaliśmy i decydowaliśmy które z tych produktów zostaną z nami na dłużej.
Szczęśliwie, w mojej rodzinie śledź nigdy nie zniknął ze stołu adwentowego. Ten wyjątkowy czas kojarzy mi się więc nie z pieczonym łososiem, czy duszonymi krewetkami, a ze śledziem w przeróżnych formach.
Dziś, gdy nie jem już śledzi, nadal chcę móc odtwarzać tamte adwentowe potrawy w mojej kuchni i móc sprawić tę samą przyjemność moim bliskim.
Jest wegański sposób, by odzyskać grudniowe specjały o śledziowym smaku i aromacie. I ja Wam dziś o tym opowiem… 😉
Rozpoczynamy więc oficjalnie sezon na wegańskie śledzie! 😉
SKŁADNIKI:
- 400g boczniaków
- 2 duże lub średnie cebule
- 2 płaty NORI (20x20cm) lub 3-4 łyżki sproszkowanego NORI (polecam TEN produkt)
- 3 ziarna ziela angielskiego
- 3 liście laurowe
- 3 suszone owoce jałowca (rozgniecione delikatnie nożem, by pękły)
- 8-10 ziaren czarnego pieprzu
- 1 – 2 łyżeczki soli
- ½ łyżeczki cukru
- 2 łyżki soku z cytryny
- kilka łyżek oleju rzepakowego do smażenia
- 8-10 łyżek surowego, na zimno tłoczonego, oleju rzepakowego
- pieprz czarny świeżo mielony, do smaku


A OTO JAK PRZYGOTOWAĆ WEGAŃSKIE ŚLEDZIE:
1. Bardzo zachęcam, by do tego przepisu na wegańskie śledzie wybrać boczniaki okazałe, świeże, jędrne i mięsiste. Takie grzyby pozbawiamy twardych, zwłókniałych nóżek, a resztę rozrywamy palcami na kawałki 2 -3 centymetrowe. Oczyszczamy boczniaki z widocznych zanieczyszczeń i płuczemy szybko pod bieżącą, zimną wodą, na sicie lub durszlaku. Warto dokładnie otrząsnąć je z nadmiaru wody, być może nawet delikatnie osuszyć ręcznikiem papierowym, ale absolutnie nie trzeba czekać aż będą zupełnie suche. Pozostała w nich odrobina wody wręcz nam pomoże, nie zaszkodzi.
2. Cebule obieramy i kroimy w cieniutkie pióra. Smażymy na kilku łyżkach oleju z liśćmi laurowymi, zielem angielskim, jałowcem i z ziarnami pieprzu. Mieszamy często, by nie przypalić cebuli. Chodzi nam o taki efekt, by cebula nieco zmiękła, była pachnąca i szklista, ale ciągle biała i elastyczna – nie przysmażona i nie zupełnie miękka. Taką cebulę przekładamy do dużej, szklanej miski wraz z przyprawami i z olejem, na którym się smażyła.
3. Na rozgrzanej nadal patelni po cebuli umieszczamy odrobinkę oleju (tylko odrobinkę) i układamy boczniaki. Smażymy je 3-4 minuty z jednej strony, następnie przekładamy je na drugą stronę i znów smażymy 3-4 minuty.
UWAGA I: W trakcie smażenia NIE DOTYKAMY, NIE MIESZAMY grzybów. Czekamy cierpliwie, przekładamy i znów czekamy cierpliwie.
UWAGA II: Możemy mieć wrażenie, że na patelni jest zbyt wiele wody i grzyby bardziej smażą się na tej wodzie, niż na oleju. Tak ma być. Wodę puściły same grzyby. Jeśli słyszymy charakterystyczne delikatne skwierczenie, to wszystko jest dobrze nawet jeśli pojawiła się woda. Po podsmażeniu z dwóch stron, przekładamy grzyby do miski z cebulą wraz z tą wodą właśnie.
UWAGA III: Grzyby smażymy partiami, tak by na patelni leżała tylko jedna warstwa ułożonych grzybów.
4. Gdy wszystkie grzyby są już podsmażone i umieszczone w misce z cebulą i z przyprawami, dodajemy do miski także sok z cytryny, sól, cukier i pieprz mielony.
5. Jeśli mamy NORI w płatach, trzeba porwać je na mniejsze kawałeczki i rozdrobnić w malakserze. Jeśli mamy NORI w proszku, odmierzamy potrzebną ilość.
6. NORI dodajemy do szklanej miski ze wszystkimi składnikami. Mieszamy wszystko dokładnie.
7. Na koniec dolewamy surowy olej rzepakowy wedle uznania. U mnie to zwykle 8 – 10 łyżek na podaną ilość innych składników.
8. Wkładamy nasze wegańskie śledzie do jednego dużego lub dwóch mniejszych słoików, zakręcamy szczelnie i wkładamy do lodówki.
Wegańskie śledzie adwentowe będą porządnie zamarynowane po 2 dobach, ale oczywiście możemy część z nich zjeść już kolejnego dnia, wtedy będą delikatniejsze.
9. Przygotowane w ten sposób wegańskie śledzie, zwykle przechowuję w lodówce maksymalnie 4 dni. Nie wiem czy mogłyby postać dłużej, moim nigdy się nie udało. 😉
Zbyt szybko znikały, na kanapkach z żytnim pieczywem, w formie samodzielnej przekąski lub zapiekane. I o tej ostatniej formie podania opowiem w jednym z najbliższych wpisów. 😉

* Zaciekawiły Cię zapiekane wegańskie śledzie? – podejrzyj przepis już teraz!

Wasze opinie

newsletter
Zapisz się na Newsletter EasyVege, by otrzymywać powiadomienia o nowych przepisach!
OBSERWUJ EASYVEGE NA:
Podobał Ci się ten wpis?
Kliknij aby dodać ocenę!
Średnia ocena 5 / 5. Liczba głosów: 6
Nikt jeszcze nie oceniał, wystaw pierwszą ocenę!
Bardzo mi przykro, że mój wpis się Tobie nie podobał!
Pomóż mi poprawić tą stronę!
Napisz mi co było nie tak
Nikogo nie obchodzi “backstory” przepisu i nawet są już memy w internecie o tym że “kucharze” którzy piszą blogi dodając do przepisów 5 akapitów opowieści, powinni być zbanowani.
Pani Alicjo, wyszczególnione składniki oraz nagłówek opisu przygotowania zostały pogrubione z myślą o tych z Państwa, którzy chcieliby pominąć backstory. Ja jednak bardzo lubię czytać je na innych blogach, chciałabym więc mieć je także na moim blogu. Łączę pozdrowienia, Justyna
A próbowałaś po prostu nie czytać? Tak sobie zwyczajnie przewinąć na dół. O tym też są pewnie już jakieś memy.
Wręcz odwrotnie, właśnie te historie jeszcze bardziej przekonują mnie do przepisów,
a przepisy Pani Justyny są super! z “klimatem” jeszcze smaczniejsze 🙂
Cieszę się! To bardzo miłe! 😉
Trochę na wyrost z tym “nikogo”, mnie na przykład dobrze się czyta takie wpisy gdzie prócz samego przepisu jest “coś jeszcze” od autora, często na tej podstawie odróżniam czy przepis pochodzi od kogoś kto faktycznie się tym interesuje, czy od marketingowca który wykonuje swoją pracę.
Ja uwielbiam jeszcze poznawać w ten sposób “rodzinne przepisy” blogerów, które zwykle związane są właśnie z historią jakiejś babci, jakiegoś spotkania, wydarzenia, święta… To daje takie dodatkowy smaczek często bardzo prostym przepisom 😉